My story, my life.

Let Yourself go into my endless dream.

Ogłoszenie



~KLIK~


Zapraszam wszystkich do rejestrowania się.
Rejestracja odblokuje Wam dodatkowe opcje (Szybka Odpowiedź, ChatBox, Avatar, Sygnatura)
Możliwe jest dawanie komentarzy bez rejestracji.
Wystarczy w poście, którym chcesz zamieścić komentarz, poszukać opcji „Odpowiedź”.
Wszystkich zarejestrowanych zapraszam do konwersacji na ChatBoxie.
Tam, oraz w ogłoszeniach, będę dawać różne informacje na temat mych opowiadań i pomysłów :3


Rozdział Czwarty pojawił się po długiej nieobecności. C:
Sam jego tytuł, Pierwsze Problemy, mówi sam za siebie.
Jeśli chcesz się dowiedzieć, co stało się bohaterom - zapraszam~

~KLIK~


Trzy lata ciszy... No cóż, grunt, że nie więcej. XD
Czas na wielki comeback tego miesiąca~!
Okultysta wraca z nową porcją jego twórczości. Czekam także na Waszą. ;)

~KLIK~


Obiecałem regularnie dodawać notki, ale nie co dwa lata. xD
Mam nadzieje, że nie jest zbyt dużo błędów w niej i że czyta się ją dobrze.
Ciekawi dlaczego Piplup należy do Phoenixa a Charmander do Elegy? C:


~KLIK~


Po uporania się z WIĘKSZOŚCIĄ problemów technicznych - wracam.
Nie wiem, czy ku waszej radości czy wręcz przeciwnie. xD
Chyba to drugie, bo, mimo wakacji, oto kolejna lekcja historii~

~KLIK~


#1 01-August-2013 10:27:31

 GeminiGirl

Korektorka

48452543
Skąd: Polska
Zarejestrowany: 09-January-2013
Posty: 282
Występuje w opowiadaniu: 'Story 4 Elements
Postacie, którymi jestem: Kagayaki Kogane [M. Błyskawic]
Czytam opowiadania: Wszystkie
Moje ulubione opowiadanie: 'Story 4 Elements
WWW

OPOWIADANIE - FANTASY: Luthien: Rozdział 3.

***PIĘCIORO MISTRZÓW***



    - Pani Goldstone! – usłyszała za sobą wołanie.
    Siedemnastolatka odwróciła się natychmiast i spojrzała w stronę biegnącego w jej kierunku posłańca. Wysoki blondyn szybko przebierał nogami, starając się nie potknąć o swoją długą, brązową szatę. W lewej dłoni trzymał zwój pergaminu, a prawą machał do Głównej Przewodniczącej Wielkiej Rady Czarownic, żeby się zatrzymała.
    - O co chodzi, Folnely? – zapytała brązowowłosa, ciągnąc za wodze i odwracając się z koniem.
    - Przy-przyszedł… – mówił wolno chłopak – list z… z Północy Innadril…
        Luthien zmrużyła szafirowe oczy i po dłuższej chwili wyciągnęła rękę w stronę posłańca. Ten włożył jej do ręki zwój. Papier był dość poszarpany.
        To niespotykane ze strony poczciwego Gifligorda, żeby jakąkolwiek wiadomość przysyłać w takim stanie - pomyślała dziewczyna, rozwijając wiadomość.
        Z każdym czytanym zdaniem, źrenice nastolatki poszerzały się coraz bardziej. Kiedy skończyła czytać, natychmiast zeskoczyła z konia i szybkim krokiem wróciła do zamku. Wyglądało na to, że misja w Zachodniej części Innadril będzie musiała poczekać kilka godzin.
        Każdy rodzaj drzwi, jaki mijała, otwierał się przed nią, jak na zawołanie. Szła korytarzami, dokładnie wiedząc, dokąd zmierza. Sala Narad była niedaleko. Musiała zwołać natychmiast Pięcioro Mistrzów. Nie miała innego wyboru.
        Kiedy znalazła się przed wielkimi, mahoniowymi drzwiami, te nie otworzyły się jak wszystkie inne, ale dziewczyna się tym nie przejmowała. Wyciągnęła prawą rękę przed siebie i zamknęła oczy. Wyobraziła sobie, że spływa na nią złote światło, które oczyszcza ją od czubka głowy do samych palców u nóg.
        Nagle poczuła, że zbiera się w niej czysta energia, a umysł oczyszcza z wszelkich myśli. Wtedy, w tej samej chwili, otworzyła oczy. Jej tęczówki zalśniły złotym blaskiem. To był ten moment.
        - Ego, Luthien, virtutem quae data est mihi, te iubeo… - wyszeptała – PANDE! – krzyknęła natychmiast.
        Rozległo się skrzypienie drewna i wrota powoli zaczęły się otwierać. W czasie, kiedy szpara między dwuskrzydłowymi drzwiami poszerzała się coraz bardziej, Luthien skierowała swój wzrok na sam środek wielkiej sali.
        Był to wielki pokój bez okien. Na samym jego środku stał ogromny, drewniany, okrągły stół, na którym stało sześć świec, a każda przy jednym miejscu siedzącym.
        Zaraz po przekroczeniu progu, wrota zamknęły się, a świece zaczęły samoistnie rozpalać swoje knoty, by rozjaśnić ciemne pomieszczenie. Świece te były tak małe, że wydawałoby się, iż nie są w stanie rozświetlić tak wielkiego pomieszczenia. I ten, kto na magii się nie znał, tak właśnie by pomyślał. Jednak Luthien nie należała to tych, którzy nie wiedzą, co to magia, bo przecież była czarownicą od urodzenia.
        Podeszła do miejsca przy stole, gdzie brązowy, drewniany fotel, obity czarnym aksamitem, był skierowany wprost na drzwi, przez które weszła. Spojrzała na blat stołu. Był na nim wygrawero-wany heksagram. Każde jego końce sięgały do brzegów stołu i przy każdym z nich był taki sam drewniany fotel.
        Kiedy usiadła przy stole, nie minęła minuta, gdy w fotelach zaczęły pojawiać się sylwetki ludzi. Naprzeciwko niej najszybciej, w blasku błyskawicy, zmaterializował się mężczyzna o potężnej posturze i długiej, brązowej brodzie. Miał na sobie żółtą szatę i z niesmakiem patrzył na nastolatkę. Po jego prawej stronie z podmuchu wiatru wyłoniła się młodsza od niego kobieta w białej pelerynie. Blond loki leżały lekko na jej ramionach, a czarne źrenice bez tęczówek przeszywały Luthien na wskroś. Z prawej strony blondynki, w płomieniach, pojawił się rudowłosy czarodziej w czerwonej pelerynie. Miał nienaturalnie rubinowe oczy i karmazynowy płaszcz. Jego twarz nie wyrażała żadnych emocji. Po lewej stronie brodatego mężczyzny, jak z ziemi, wyrosła starsza kobieta w zielonej pelerynie. Siwizna przebijała się między czarnymi kosmykami włosów sięgających jej do łopatek. Oliwkowe oczy śmiały się jak u małego dziecka. Z lewej strony Luthien, z rosnącej na krześle kałuży, wyłonił się czarnowłosy mężczyzna z krótko strzyżoną brodą w szafirowej pelerynie. Jego morskie oczy wirowały po twarzach innych.
        Główna Przewodnicząca Wielkiej Rady Czarownic przywitała wszystkich zebranych przeszy-wającym spojrzeniem. Odłożyła pergamin na stół i splotła ręce. Nagle blondynka zapytała:
        - Jakim prawem nas tutaj ściągasz?
        - Właśnie! – zawołał donośnie długobrody mężczyzna.
        - Menderionie – zwróciła się do mężczyzny – Kyinro – obróciła głowę w stronę kobiety. – Mnie także nie jest przyjemnie przesiadywać w waszym towarzystwie, jednak jest pewna sprawa…
        - Nie myśl, że masz takie same prawa jak twoja poprzedniczka, Luthien! – wrzasnął Mende-rion.
        - Sprawa – kontynuowała dziewczyna, nie zwracając uwagi na ten komentarz – którą chciałabym z wami omówić.
        - I myślisz, że ci pomożemy?! – oburzyła się Kyinra.
        - Wygląda na to, że nie macie innego wyboru – sprecyzowała dziewczyna, unosząc z powagą głowę.
        - Nie rozumiem… - zachrypiała staruszka, robiąc zamyśloną minę.
        - Zapewne pamiętacie niejakiego Gifligorda… – ściszyła głos Goldstone.
        - Poczciwy Gifligord! – uradowała się starowina. – Co u niego słychać?
        - Nie żyje, Ailis – odpowiedziała obojętnie Luthien.
        - Co? – zdziwił się Menderion.
        - Jak to?! – zawołał czarnowłosy czarodziej w niebieskiej pelerynie.
        Luthien spodziewała się takiej reakcji.
        - Co się stało? – zapytała Ailis.
        - Właśnie to próbuję ustalić. – Luthien uniosła wiadomość od posłańca. – Ktoś lub coś zaata-kowało Północną Twierdzę.
        - Ale przecież ona była niezwyciężona! – nie mogła uwierzyć Kyinra.
        - Właśnie dlatego Luthien powiedziała, że to nie musiał być ktoś, a coś – odezwał się nagle rudzielec. – Twierdzy nie mógł zdobyć nikt z żywych. Magia najwyraźniej nie była w stanie powstrzymać…
        - Masz na myśli demony, Neurdonie? – przerwała mu Ailis.
        - Niestety tak – potwierdził.
        - Dlatego – zaczęła Luthien – potrzebuję dwojga zaufanych ludzi. Chcę, żeby był to ktoś od was. Werloth’cie? – zwróciła się do czarnowłosego maga. – Mogę liczyć na twoje wsparcie?
        - Nie zgadzam się – zaprzeczył.
        - Ja także – poparła go Kyinra. – Jeśli jesteś Główną Przewodniczącą tej rady, to radź sobie sama i wyślij własnych ludzi. Myślę, że to będzie dla ciebie dobry sprawdzian.
        Dziewczyna rozejrzała się po obecnych na sali. Nie było dobrze. W oczach przybyszów widziała pewnego rodzaju błysk podstępu. Czy to możliwe, że żaden w Pięciorga Mistrzów nie da jej chociażby krótkiej rady?
        Zebrani czarodzieje skinęli do siebie głowami i zaczęli znikać w taki sam sposób, w jaki się pojawili. Luthien patrzyła na nich z nienawiścią. Żałowała, że ich przywołała, a teraz i tak będzie musiała radzić sobie sama.



~*~*~*~*~*~*~*~*~*~*~

No i jest trzeci rozdział.
Trochę czasu minęło, od kiedy ostatnio coś wrzuciłam z tego opowiadania. Teraz będę musiała myśleć nad kolejnymi częściami, bo miałam tylko trzy. xD


Ach, zobaczymy, co z tego będzie. : )

Jakie są Wasze opinie na ten temat? ^^

Pozdrawiam serdecznie,
GeminiGirl...


"Znam idealne lekarstwo na ból gardła: poderżnąć je."
Alfred Hitchcock
____________________________

http://2.bp.blogspot.com/-Kwg77ZTHQjI/U7nq7CZW9SI/AAAAAAAAACY/DGC-H-8etYE/s1600/button.png
Wyobraźnia...

Offline




Stopka forum

RSS
Powered by PunBB
© Copyright 2002–2008 PunBB
Polityka cookies - Wersja Lo-Fi


Darmowe Forum | Ciekawe Fora | Darmowe Fora
www.shamanking2.pun.pl www.starwarsots.pun.pl www.inzynieria-chemiczna2008.pun.pl www.indicafans.pun.pl www.okecie93.pun.pl