Dziewczyna ogarniała się i pakowała swoje rzeczy. Liczyła się z tym, że nie wyruszy w swą wymarzoną podróż, więc wstała z łóżka w podłym nastroju, co przyczyniło się do jakości wykonania jej porannej toalety. Teraz natomiast Sella była w bardzo dobrym humorze i ochoczo przeglądała zawartość torby przywiezionej przez matkę. Tymczasem w salonie... - Zaskoczył mnie twój wczorajszy telefon – mówiła pani Shibbini. - ”Przywieź dla Selli wszystkie niezbędne rzeczy do podróży, jutro idę z nią po startera...” Te słowa utkwiły mi w głowię, ponieważ oznaczały, że moja mała ode mnie odejdzie. - Ciociu... – westchnął. - Zacznijmy od tego, że ona nigdy cię nie zostawi no i że ona nie jest wcale taka mała... Przecież w końcu się wyprowadzi i będzie miała swoje życie, a teraz? Teraz po prostu wyrusza w podróż i wróci. Wiem, wolałabyś, by twoje dziecko było non stop przy tobie, ale tak się nie da. No chyba, że uwięzisz ją jak pokemona w klatce. Musisz dać jej wolność... – Nastała chwila ciszy. - Przyznaj, zwróciłaś się z tą prośbą do mnie, ponieważ byłaś pewna, że nie uda się jej mnie przekonać i nie wyruszę z nią, zgadza się? – Kobieta spojrzała na niego. W jej oczach widać było strach i poczucie winy. - Tak... Byłam pewna, że nie uda się jej cię przekonać... Ale...słowo się rzekło. Wiem, że z tobą...powinna być bezpieczna. Trudno jest po prosto rodzicom rozstać się na tak długo z jedynym, ukochanym dzieckiem. - Może i tak, no ale... teraz będziesz mogła z wujkiem popracować w spokoju nad spłodzeniem kolejnego – powiedział z uśmiechem. Sel nie mogła się już doczekać, aż wybierze jednego z trzech możliwych starterów. Piplup to typ wodny, a ponadto Phoenix go ma, więc mógłby jej dobrze pomóc w rozwijaniu jego umiejętności, z kolei Turtwig to typ trawiasty, dzięki niemu, gdyby dobrze go wyszkoliła, mogłaby pokonać nawet i Dyźka. Chimchar odpada, ponieważ nie przepadała za tym pokemonem. - Sella, chodź tu do mnie! – Usłyszała nagle głos swojej matki. Wyszła z pokoju i spotkała ją na korytarzu. - Co chciałaś, mamo? - Chciałam się z tobą pożegnać – powiedziała, po czym przytuliła swą córkę. - Em... Mamo, a nie zawieziesz nas do laboratorium? - Mogłabym, ale właśnie zaczynasz podróż. Musisz liczyć tylko na swych przyjaciół i siebie. – Uśmiechnęła się do niej. - Powodzenia – dodała, pożegnała się z resztą i wyszła. Obie dziewczyny czekały przed drzwiami, aż Phoen wyjdzie na zewnątrz. Chłopak powiedział, że musi jeszcze raz sprawdzić czy wszystko zabrał, no i czy zabezpieczył dom przed ewentualnym włamaniem. Aktualnie był w kuchni i gasił palenisko, a gdy to zrobił, zabrał pomarańczową chustę, która wisiała na krześle, rozwinął ją i związał oba końce ze sobą na karku. Przełożył rękę przez utworzone w prowizoryczny sposób nosidełko i włożył do niego jajo Togepiego. Miał już zamiar wychodzić, lecz jego wzrok zatrzymał się na wiszących na ścianie wstążkach. Spojrzał na nie z utęsknieniem. Długo się nie zastanawiając, podszedł do nich i ściągnął je delikatnie, a następnie schował do torby. Ruszył w kierunku wyjścia. - Dłużej się nie dało? – rzuciła zniecierpliwiona Sel. - Dało, ale mi się nie chciało... Hym – mruknął, zastanawiając się co teraz. - Normalnie, to teraz wsiadłbym na rower i ruszył do Sandgem przez miasta. Naturalnie moglibyśmy pójść tą samą drogą, ale... potrwa to strasznie długo. Istnieje jeszcze o wiele krótsza droga przez las, którą wyjdziemy tuż przy Sandgem... - Więc nad czym się zastanawiasz? – spytała białowłosa. - Czy to bezpieczne przeprawiać się przez las w trójkę mając tylko dwa pokemony. - Nie przesadzaj. Co się może stać? – wyraziła swoje zdanie najmłodsza z nich. Pozostała dwójka spojrzała na nią dziwnie. - Przypominasz sobie, Phoen? - Doskonale. Większość naszych kłopotów zaczynało się od „co się może stać”. – Sella przewróciła oczami. - Dobra, spoko. Jesteśmy teamem, więc zróbmy głosowanie. Ja jestem za skrótem... Nie minęło dużo czasu, a cała trójka szła przez las skrótem znanym jedynie Phoenixowi. Słonko oświetlało cały las, wietrzyk wiał delikatnie. Nie było wcale ciepło, było ździebko chłodnawo, ale nie zimno. Pogoda była idealna. Pokemony też to wiedziały. Mimo iż każde z nich zajmowało się swoimi zadaniami, to wokół bohaterów panował spokój. - Jaki tu spokój, na na na na. Nic się nie dzieje, na na na na... - śpiewała wolno czarnowłosa. - Może włączycie radio, czy coś... – Nikt jej nie odpowiedział, tylko czerwonowłosy podniósł nadgarstek i włączył radio w swym pokétchu. - … i tak oto skończyły się pokazy w Sandgem Town. Dzięki nim poznaliśmy kilku koordynatorów i koordynatorek godnych uwagi oraz garstkę beztalenci, którzy będą musieli ostro pracować, by dorównać rywalom. Jednak chyba ze wszystkich osób, które przewinęły się przez scenę wszyscy zwrócili uwagę na... – W tym momencie niebieskooki ziewnął i zmienił stację na taką z muzyką. - Ej! Chciałam wiedzieć o kim mowa! – oburzyła się Sel. - Jeśli masz zamiar brać udział w pokazach, to nie powinnaś słuchać tego, co twierdzą komercyjne źródła. Rzadko kiedy tak naprawdę znają się na tym. Powinnaś sama sobie wyrobić zdanie na temat rywali. Najlepiej poznać przeciwnika podczas walki. To co usłyszysz o swoich potencjalnych wrogach powinno być jedynie wskazówką, a nie decydującym punktem twej taktyki. Takie informacje mogą zanadto podnieść twą pewność siebie lub ją obniżyć. - Przemawia przez ciebie... – Tu złotooka przerwała. Z naprzeciwka zbliżała się do nich trójka osób ubranych w mundury moro. - Witam obywateli – przemówiła kobieta stojąca na czele trójki. - Zmierzacie może do Sandgem? - My tylko spacerujemy – rzucił szybko Phoen, zanim jego koleżanki zdążyły się odezwać. - Żałujcie, że nie było was na tamtejszym pokazie. Pokarm dla oczu – odezwał się wyższy z mężczyzn, gdy ich mijali. - A dokąd się teraz udajecie? – spytał rozweselony czerwonowłosy. - Może po spacerze udamy się tam, gdzie wy? Ciekawi jesteśmy w jakim to mieście stacjonują służby specjalnie. - Jesteśmy tu tylko przejazdem... – odpowiedziała kobieta. - Zatrzymamy się tylko na noc w Eternie i znikamy z Sinnoh. Może przyjdzie nam się jeszcze spotkać? Do zobaczenia! – odpowiedział ten sam mężczyzna. - Ta... - mruknął cicho chłopak. - Co jest Phoen? – spytała czarnooka, gdy byli już dalej. - Zastanawia mnie... Przecież... to były mundury z Kanto, nie Sinnoh... No i dlaczego kobieta prowadziła ten oddział, skoro była najniższa stopniem? [html]<hr>[/html]
– Piplup – Turtwig –Chimchar – Jajo – Togepi – Pokétch
Nudy, co nie? Dialogi, opisy, zero akcji... Ale to dopiero... *który to rozdział?* A, trzeci rozdział. ^ ^” Wybaczycie mi, proszę. D: I to, że tak długo nie pisałem... Wypaliłem się – zniknął mój zapał... Ale właśnie powoli wraca. C: W dodatku jadę w tym miesiącu na 10 dni nad morze, więc notek znów, niestety, nie będzie. Mam nadzieje, że jednak notka się Wam spodoba i że wyrazicie swą opinie w komentarzach. :3 Dedykacja dla Rinn (która ma wkrótce coś napisać bo zacznie się spamnienie na gg). <3
|
" - Może i tak, no ale... teraz będziesz mogła z wujkiem popracować w spokoju nad spłodzeniem kolejnego – powiedział z uśmiechem." - matko... ryłam z tego z dziesięć minut XD Wiesz co? Napisałeś mi, że w końcu jest nowa notka, no to ok, podchodzę do tego dosyć ucieszona, a tu co? Ja wiem, że ci już mówiłam na temat długości rozdziałów, ale zlituj się. To jest zdecydowanie PONIŻEJ przeciętnej liczby znaków. Cóż, ale tu nie o to. Nie powiem, potrafisz zaciekawić (hmm... męczyć cię tu jeszcze tą długością, czy nie męczyć...), szczególnie ta końcówka... I like it. c: A chłopak przełączył z tego kanału, ponieważ trochę go bolało wracanie do przeszłości, nie? ^^
|